Uczta u Radziwiłłów - A. Orłowski, źródło: http://commons.wikimedia.org/ |
"Wstawano późno, koło 11-ej, wnet bieżono na śniadanie. Normalny szlachcic posuwał sobie: łokieć suchej kiełbasy, półmisek zrazów z kaszą, dwa kapłony, zalewał to czterema butelkami wina węgierskiego i - dość! do obiadu nic już nie brał do ust.
Obiad zaczynał się o 12-ej w południe. Zasiadano przy długich wąskich stołach, przybranych w tafle zwierciadlane o złoconych brzegach. Pośrodku kupy konfitur i galaret ułożone w kolory i herby najdostojniejszych gości. Na tych słodyczach sterczały figurki porcelanowe i inne cacka.
Stale brakło naczynia; biesiadnicy wyciągali zza cholewy własne łyżki, talerze i noże - obtarłszy je wprzód w obrus - pożyczano grzecznie sąsiadowi. Wszyscy czuli się prawie na czczo, więc w milczeniu pałaszowano; na początek szła wazka barszczu z rurą, potem micha schabu z grochem, rynienka kapusty ze sztukamięsą... Książę Karol coraz to wołał płaczliwie:
- Panie kochanku, nic nie jecie, nie pijecie, niełaskawi...
- Zdrowie księcia pana! - odkrzykiwała szlachta, spełniając puchary i rada z przynuki.
Zaspokoiwszy nieco pierwszy głód, zwalniano tempo, urządzano atrakcje wesołe a dowcipne:
Młodzież popisywała się rozpłatywaniem indyka w powietrzu - co to było śmiechu, gdy się nie udało i ociekający tłustym sosem indyk padał - bęc na brzuch jednego z widzów; ktoś ucinał szablą szyjkę od butelki, ktoś brał naraz do gęby 3 jajka na twardo i połykał, ci rzucali zręcznie w damy kulkami z chleba - prosto za gors, najwięcej podziwu wzbudzały jednak popisy tęgich gardziołek.
Zwykły puchar zawierał dwie butelki wina, mistrzowie gardzili takim kieliszkiem i brali się do gąsiora co wyglądał na beczułkę. W pucharze takim mieściło się 5 butelek, a w jego nakrywce 3, wirtuoz opróżniał jednym haustem nakrywkę, zaraz potem dwoma łykami sam puchar i z gracją, przez serwetę, oddawał temu w czyje pił ręce. Entuzjazm powszechny. Gracka robota!
- Przedni ma spust!
- I trzeźwy! Tęga głowa, musimy go wybrać na posła!
Starzy biadali, że to już nie te dobre, piękne czasy saskie. Wtedy za opróżnienie duszkiem takiego pucharzyska król dawał zasłużoną nagrodę: starostwo, pensję dożywotnią, order Orła Białego, dziś - kto co dostanie? Czasem rozczulony magnat da pierścień, albo konia - taki drobiazg za taki wyczyn! Oj ta młodzież obecna, jeszcze trochę, a jak chore babcie herbatę pić zacznie.
Na razie na tę katastrofę się nie zanosiło, wszyscy pili na umór, brzuchy pęczniały w oczach."
Fragment książki Karola Zbyszewskiego "Niemcewicz od przodu i tyłu".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz